Co się odwlecze to nie uciecze...
Tak, to dzisiaj już o tej porze powinnam być w połowie drogi do Zakopanego. Niestety obowiązki służbowe mnie powstrzymały, jadę w nocy. Także mój zaplanowany czterodniowy pobyt w górach skrócił się do trzech dni. Jednak nie martwię się tym (przynajmniej się staram) i z lekko chodzącą nóżką w pracy czekam aż w końcu będę mogła opuścić jej mury i wsiąść do autobusu.
Tymże postem chciałam przede wszystkim sobie udowodnić, że po siedmiu miesiącach naprawdę ciężkiej pracy (praca, studia, pisanie pracy licencjackiej, popołudniowy staż w redakcji, dodatkowe zlecenia i obowiązki domowe) w końcu idę na urlop. Wiecie jaki mam teraz problem? Ano, że nie znajdę sobie zajęcia, że te dni za szybko miną, a ja nie zorientuje się (ani mój organizm), że mam odpoczywać.
Aczkolwiek mam lekką nadzieję, że pogoda dopisze, góry mnie rozpieszczą, a ludzie w stolicy Tatr nie zadepczą. Pozdrawiam Was serdecznie i żegnam się do wtorku, wrócę ze świeżutką relacją jak to odwiedziłam Zakopane i Tatry po czterech latach nieobecności. Może coś się zmieniło? Na lepsze lub na gorsze? Mam w planach robić zdjęcia, więc mam nadzieję, że się nimi z Wami podzielę prędziutko.
Trzymajcie się, do wtorku!
Wielka szkoda, że wyjazd się przesunął. Niby nie dużo - ale to zawsze robi różnicę. Trzymam kciuki za wypoczynek i czekam na masę pięknych zdjęć :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)!
Życzę serdecznie udanego wyjazdu!
OdpowiedzUsuń