Kocham Morze, a nie góry...
Nie możliwe stało się możliwe. Udało mi się wyjechać na cztery dni nad moje ukochane morze. Nie wierzyłam, że dam radę, że się uda… Ale pojechałam! Krótko, bo krótko jednak pojechałam, zobaczyłam, wykąpałam się i spaliłam, że całe ciało krzyczy z bólu. Mimo wszystko dzisiaj już wiem, że góry bardzo lubię, a morze… kocham!!!
Unieście, miejscowość koło bardziej popularnego Mielna. Mielno i Unieście ze sobą nierozłączne i uwielbiane przeze mnie chyba od zawsze. Mam znajomą kwaterę w Unieściu, 300 metrów od Morza i parę kroków od Jeziora Jamno. Nie ma dla mnie lepszego miejsca na świecie! Znaczy nie było, bo trochę się jednak zmieniło… Unieście, moje Unieście już nie jest takie samo jak było…
Jeżdżę tam na wakacje od piątego roku życia… Byłam tam już z 10, 12 razy? Na pewno jestem stałym bywalcem. Owszem byłam też w Karwii, Jastrzębiej Górze, Jarosławcu, Władysławowie, Chałupach, Jastarni, Helu itd. Ale Unieście zawsze miało to coś, co przyciągało. Masa ludzi nie przeszkadzała, miałam swoje miejsce na ziemi. Tam działo się tak wiele, każda uliczka niesie za sobą dobre wspomnienia. No i tania i zadbana kwatera ze wspaniałą gospodynią, która nieba przychyli i człowiek czuje się jak w domu. Jest cisza, spokój, widok na jezioro, schludnie, zadbanie i tak swojsko. Zawsze będąc tam nie tęsknię za domem, bo czuję się jak u siebie.
Jednak tym razem byłam w innym pensjonacie, w moim nie było już miejsc… Tam zawsze trzeba rezerwować miejsce pod koniec marca, najpóźniej w kwietniu, bo potem nie ma szans. A ja? Nie miałam pojęcia, kiedy będę mieć urlop… Czy w ogóle będę go mieć. Pełen spontan? W tym przypadku tak. Zaplanowane były góry, nie morze. Nie darowałabym sobie jednak nie pojechać choćby na te trzy dni. Zobaczyć je, posłuchać szumu fal i być na kolejnym w moim życiu zachodzie słońca. Mieszkałam gdzie indziej… Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak głupio było nie iść do mojego pensjonatu… W końcu tyle wyjazdów z rodzicami, znajomymi, samej… tyle wspomnień! Tak bliskich mojemu sercu…
Unieście już nie jest to samo, podupadło. Nie myślałam, że kiedykolwiek przejdzie mi przez głowę myśl – jak tu nudno… Smutne to i straszne, kiedy widzę jak miasto już nie jest miastem… jest fajnym miejscem, które z każdym dniem pustoszało i było takie smętne, ciche… Nie ma już tego klimatu, gwaru, knajpek pełnych ludzi. Nawet wczoraj, kiedy byłam na zachodzie słońca ludzi było jak na lekarstwo. Szkoda, że tak to wszystko się toczy… Nie mamy pieniędzy, coraz częściej rezygnujemy z przyjemności. Szukamy oszczędności, sytuacja nas do tego zmusza. I co? Co krok to ogłoszenie sprzedam…
Szukam pozytywów – widziałam morze! Kąpałam się i było nadspodziewanie ciepłe. Dla takich chwil warto żyć! I powiem Wam jedno… Ja naprawdę lubię góry, ale mój raj to morze - Bałtyk i ja to duet idealny! Dopiero tam poczułam, że miałam urlop, wypoczęłam, wyspałam się i spaliłam na słońcu (o dziwo, bo nie lubię się opalać ;))! Jest pięknie i aż mi smutno, że w poniedziałek wracam w wir pracy. Trzymajcie kciuki, może uda mi się jeszcze odwiedzić kochane Polskie Morze, chociaż na dwa dni? :)
Poważnie ? Bardzo się cieszę, świetne zdjęcia :) Niby to mało, ale zawsze coś :) Ja na urlopie nie byłam od 2 lat - w tym roku jadę tylko na 4,5 dnia. Ale trzeba cieszyć się drobnostkami, prawda :) ? Dobrze, że w ogóle :) !
OdpowiedzUsuńJa kocham się w Mazurach. Byłem tam może ze dwa, czy tam trzy (no, może cztery ;) ) razy ale pokochałem. Mimo, że nie żegluję, to jednak po stokroć wolę Mazury.
OdpowiedzUsuńZdjęcia udane, ładnie pokazują to najpiękniejsze - bo nasze - morze. Też lubię. Ale Mazury jednak bardziej ;).