Kiedy przychodzi taki dzień, że mam ochotę zapaść się pod Ziemię – robię to. Czuję się okropnie, chociaż wizualnie nic nie widać. Katar? Bardziej zatkany nos. Gardło? Boli jak nie wiem co. Głowa? A i owszem jakaś istnieje, w dodatku też boli. Kaszel? Jeszcze nie posiadam, ale wkrótce kto wie?
Nie lubię być chora. Kiedyś w czasach szkolnym – choroba była jak wybawienie. A dziś? Nie bardzo jej chce. W dzieciństwie wychorowałam się za wszystkie czasy i może głupio to brzmi, ale w „dorosłym” życiu wolę nie chorować. W końcu pensja na koniec miesiąca powinna się zgadzać, no nie?
W szkole podstawowej nie chorowałam aż tak bardzo. Zdarzało się, jak każdemu normalnemu dziecku. Ale już wtedy robiono mi badania pod kątem alergii, która wówczas te 12 lat temu nie była aż tak znana. Potem było już tylko gorzej… Pierwsza klasa gimnazjum, wyjazd integracyjny, a ja wracam z niego z mega kaszlem i katarem. Byłam jak piesek – szczekałam i szczekałam, że szlak człowieka trafiał. Skończyło się na tym, że trzy miesiące siedziałam w domu, a lekarze walczyli o mnie. Co to znaczy? Badania, badania, badania… Dopiero w szpitalu orzekli, że mam kupę wirusów i alergie na najgorsze grzybki w powietrzu. Kurczę z perspektywy czasu powinnam się cieszyć skoro byłam ciągle „narajana”. Tylko, że ja leżałam w łóżku, z gorączką, katarem (nosa nie czułam) i kaszlem, o którym już wspominałam… Cisza w domu robiła się, kiedy kładłam się spać. Tak minęło mi też liceum. Zwolnienie, dwa dni w szkole, zwolnienie i tak w koło. Odczulanie pomogło, ale jak wyrosłam i moja gospodarka hormonalna postanowiła się unormować.
Teraz siedzę i stękam, bo odzwyczaiłam się od bycia przeziębioną. Czuję się jakby mnie rozjechał czołg… Chcę do domu, a tu plan zapełniony do późnej godziny wieczorem. Mamusiu, ratunku!
Oj, znam to. Jak myślę o tym, że sam jestem chory i mam iść na L4 to szlag mnie prawie trafia... Zaległości, pieniądze w plecy i takie tam. Nikt z dorosłych nie chce chorować. Ba, ja już w liceum wystrzegałem się chorowania i siedzenia w domu, bo potem zaległości i braki.
OdpowiedzUsuńA alergia... Witaj w klubie ;). Też jestem alergikiem, dla mnie okres podwyższonej umieralności ;) zaczyna się od połowy maja mniej więcej. Rekord? Dwadzieścia kilka kichnięć pod rząd i ból mięśni między żebrami od kichania. U mnie właśnie chyba jednak na szczęście alergia uparła się na katar, łzawienie oczu i kichanie, żadnych problemów okołoastmatycznych nie miałem. I chyba mimo wszystko tak lepiej. Tylko czasem niektórzy się pytają, co się stało, że płaczę, a ja tylko kichnięciem odpowiedzieć mogę ;).